środa, 22 sierpnia 2012

something about the wonderful Greece.

Wstęp o nowym blogu i innych pierdołkach już jest, a teraz zaczynam pisać normalne notki z normalnymi zdjęciami (chyba). Nadrabiam zaległości, pochwalę się jak cudownie było w Grecji. 


Tak więc wyjechaliśmy 18 lipca rano. Podróż trwała niestety aż 25 godzin. Brzmi przerażająco, ale nie było tak źle. Przebywaliśmy w bardzo rozrywkowym miasteczku Paralia. Na miejscu na szczęście zaraz dostaliśmy klucze do pokoi. Przez te 10 dni mieszkałam z Olą i Czaplą, moimi kochanymi <3 Rozpakowałyśmy się, szybki prysznic i na miasto. Trzeba było poznać okolicę ! Wokół pełno turystów, ale i przystojnych Greków nie brakowało. Wszyscy tacy uprzejmi, mili, nie to co tutaj. Dzień minął szybko, do nocy spędziliśmy czas na mieście. W piątek nareszcie poszliśmy na tą upragnioną plażę. Smażyliśmy się cały dzień. O 23 była zbiórka i szliśmy na dyskotekę. Wbrew pozorom Cocus to bardzo fajna dyskoteka, fajny Dj, muzyka też w porządku, no ale i tak Zorba zatańczona przez Greków przebijała wszystko ! Później jej nas nauczyli i tańczyłam razem z nimi, coś bezcennego. Szczerze mówiąc to weekendu nie pamiętam. Wiem, że na pewno poszliśmy znowu na dyskotekę. Poniedziałek plażing, smażing i te sprawy, a wieczorem na piechotę do Olimpic Beach, miasteczka które było oddalone ok. 4km. od Paralii. Było trochę mniejsze od miejscowości, w której byliśmy, ale również nie brakowało tam turystów i pięknych Greków oraz Serbów i Macedończyków, których poznałyśmy. Spoko kolesie, nie powiem, że nie. Wróciliśmy w nocy, a rano trzeba było bardzo wcześnie wstawać, bo jechaliśmy do Meteorów. Trochę męcząca wycieczka, bo nudna, ale za to widoki były niesamowite. I nareszcie nadeszła wyczekiwana środa czyli rejs na wyspę Skiathos. Uważam, że był to zdecydowanie najlepszy dzień pobytu, nie żałuję, że jechałam. Dużo bym straciła, nawet bardzo dużo. Więc rano o 5 była zbiórka, bo jechaliśmy 2 godziny do portu, z którego wypływał statek Elisabet Cruises ( bardzo polecam tak na przyszłość ) , płynęliśmy ok. 2 godziny, choć w sumie rejs szybko przeleciał, ale to zasługa kapitana :) Chyba nikt nie umie tak zadbać o swoich pasażerów jak Kostas. Wraz z synami uczył nas greckich tańców i śpiewów oraz sam zatańczył prawdziwe Syrtaki. No i częstował każdego oryginalną, grecką Metaxą. Chyba nie było osoby, która odmówiła ;) Spędziliśmy 2 godziny na plaży Koukounaries. O ile się nie mylę to jedna z najlepszych plaż w Europie. Po plażowaniu popłynęliśmy do miasteczka, które nazywało się tak samo jak wyspa czyli Skiathos. Tam zobaczyłam prawdziwą Grecję. Białe domki z niebieskimi okiennicami, wąskie uliczki, klimatyczne knajpki. Tam spędziliśmy równiez ok. 2 godzin. No i zaczął się rejs powrotny, czyli powtórka sprzed kilku godzin: tańce, śpiewy, zabawa. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Do hotelu wróciliśmy ok.22, a o 23.30 znowu dyskoteka. Jak zwykle bawiliśmy się do rana. W czwartek wieczorem pojechaliśmy do większego miasta, a mianowicie Katerini. Wokół same firmowe sklepy i same ogromne przeceny. Kupiłam tam pełno rzeczy i wydałam ok. 30 euro.. No ale raz się żyje ! Piątek luźny, prawie cały czas miasto, a w nocy Cocus i ostatnia zorba zatańczona z Grekami. W sobotę pożegnaliśmy Grecję i wyjechaliśmy na wieczór. kolejne 25 godzin w autobusie i dom. A szkoda.. Za rok tam wracam, nie ma innej opcji !

Teraz 'kilka' zdjęć.























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

z góry dziękuję :)